Wyjątkowo niewzbudzający poczucia winy brak kulinarnych ekscesów, ulokowany gdzieś w tumiwisistycznej części mojej jaźni, zdaje się być bowiem skutkiem wzmożonych poczynań na polach innych, znacznie bardziej barwnych i rozległych niż blat kuchenny. By nie wpędzić się w nazbyt przeintelektualizowaną manierę manierystyczną, pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć pewien rymowany klasyk facebookowy, w ramach dygresji przyczynek mającej w wydarzeniach dni ostatnich:
Wkurwiasz mnie od rana
weź, wypierdalaj.
Nieszczególnie jestem w swym usposobieniu arogancka, bywają jednak dni, niekoniecznie "TE", gdy ochotą pałam, by cytat ten z nieprzyzwoitą satysfakcją przytoczyć niemałej ilości ludzi. Życzliwych ludzi.
Albowiem "życzliwi ludzie" wydają mi się być kluczowym elementem socjologicznym, w magiczny sposób pojawiającym się, by uchronić mnie przed niebezpieczeństwami szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz